23 kwietnia 2014

Teatralium #1: Wieczór Bałkański w Teatrze Studio Buffo

   Szczerze powiedziawszy nie byłam nastawiona entuzjastycznie do tego spektaklu. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że starałam się sprzeciwić, ale oczywiście moja siła argumentu nie okazała się wystarczająca (na szczęście, ale to wiem dopiero teraz). Stało się więc i pewnego marcowego wieczoru stawiliśmy się w teatrze Studio Buffo z biletami na "Wieczór bałkański" w dłoniach.
   Już chwilę po rozpoczęciu spektaklu czułam, że będzie to niezapomniane wydarzenie. Całe show rozpoczęło się od utworu "Kałashnikov" Gorana Bregovica w wykonaniu, o ile się nie mylę, całego zespołu teatru, co na dosyć małej przestrzeni, którą dysponuje Studio Buffo stworzyło wrażenie sceny wręcz batalistycznej (nie jest to dalekie od prawdy, w utworze wykorzystane są również elementy  "wojenne"). Największą uwagę publiki przykuwał jednak Krzysztof Rymszewicz (znany mi do tej pory z roli Romea w musicalu "Romeo i Julia" duetu Józefowicz- Stokłosa), któremu w udziale przypadły solowe wstawki. Zdaje się, że miał niełatwe zadanie, bo żywiołowa choreografia, a także, wyglądająca na ciężką, dosyć duża butla, którą trzymał w ręku raczej nie ułatwiała śpiewu, w każdym razie nogi same rwały się do tańca, więc podołał w 100, a może nawet 150% . 
  
Kolejne wykonania również nie pozostały obojętne. Zachwycił mnie zwłaszcza Jerzy Grzechnik, zarówno interpretacją krawczykowskiego "Mój przyjacielu", choć tutaj wspomnieć należy też o niecodziennej choreografii z wykorzystaniem (bo inaczej się tego zjawiska nazwać nie da) Artura Chamskiego, jak i ogromnym dystansem do siebie w "Forever and ever", jak i nastrojowym "Goodbye, my love, goodbye!" wykonanym pod koniec już wspólnie z rozbawioną publicznością. Wśród Pań uwagę przykuwała liryczna, znana mi z The Voice of Poland, Natalia Krakowiak wykonując "Byłam różą" oraz "Acropolis adieu!", jednak największe wrażenie wywarł na mnie występ Moniki "Dzidzi" Ambroziak w utworze "Tabakiera", niezwykle poruszające wykonanie, fantastyczny wokal i tło stworzone przez tancerzy dosyć mocno zapadło mi w pamięć, niestety był to jedyny utwór w jej wykonaniu, a szkoda.Wstyd się przyznać (a może nie?), ale występy Nataszy Urbańskiej, mimo, iż nie można im odmówić profesjonalizmu, nie przykuły mojej uwagi tak bardzo jak te, o których wspomniałam.
   Kolejne występy przerywały krótkie opowieści, czy też żarty prezentowane przez dyrektora teatru- Janusza Józefowicza, który umiejętnie podtrzymywał szampański nastrój publiczności. W pewnym momencie udało mu się nawet nakłonić około 400 osób do odtańczenia wraz z artystami układu choreograficznego ułożonego do piosenki "Opa, opa"- bezcenny widok!
   Niezaprzeczalnie dobrym duchem spektaklu okazał się wspomniany już Krzysztof Rymszewicz, który praktycznie nie opuszczał sceny. Fantastycznie sprawdził się zarówno w tych spokojnych i nastrojowych utworach, wspierając wspomnianą Monikę Ambroziak, jak i wesołym i nastrojowym "Dragostea din tei", czy też brawurowo wykonując tureckie "Kiss kiss" (fantastyczny wokal, ale tym razem całą uwagę skupiłam na tańcu brzucha  w wykonaniu... Krzysztofa Rymszewicza właśnie!), albo rzucając się na publiczność z wysokości (na oko dobrych 5-6 metrów!) w "Prawy do lewego". Całe przedstawienie miało zakończyć się ponownym wykonaniem "Kałashnikova", ale wiadomo było, że rozbawiona publiczność nie wypuści tak łatwo artystów do domu. Na bis usłyszeliśmy więc "Za wszystkie noce daj mi tylko jeden dzień" i ponownie "Prawy do lewego".
   Spektakl z pewnością zachęcił mnie do ponownych odwiedzić w Buffo. Pora w końcu zobaczyć kultowe Metro, mam też ochotę odświeżyć sobie nieco wspomnienia ze szkoły i wybrać się ponownie na "Romeo i Julię" (przyznaję, że spora w tym zasługa Rymszewicza :) ). W każdym razie- jestem zachwycona!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz