28 grudnia 2014

Wywiedziona na pokuszenie #5: Spełnione marzenia kosmetyczne

     Macie tak, że o czymś usłyszycie i z miejsca, nawet nie mając produktu w dłoni pragniecie go mieć? Mnie od pierwszego wejrzenia (a właściwie obejrzenia filmiku sióstr Pixiwoo) zamarzyły się pędzle z Real Techniques, ale nigdy nie wpadły mi w ręce w sprzedaży stacjonarnej, a jakoś nie przepadam za zakupami akcesoriów kosmetycznych w internecie, więc do tej pory nie dane nam było się spotkać. Wszystko zmieniło się, kiedy jakieś 2 miesiące temu w Rossmannie moim oczom ukazał się widok mojego niemalże spełnionego marzenia kosmetycznego. Okazało się, że ta niesamowicie przyjazna sieć wprowadziła do swojej oferty 4 pędzle RT, a liczę, że to nie jest ich ostatnie słowo w tej kwestii. W każdym razie zanim ostatecznie zdecydowałam się na zakup, kilkakrotnie przechodziłam obdarzając wiszące na wieszaku pędzle powłóczystym i tęsknym spojrzeniem, przekonując jednocześnie samą siebie, że mam już wystarczająco dużo pędzli (taaaa... jakby w ogóle można było mieć wystarczająco dużo pędzli...) i z pewnością nie potrzebuję kolejnych. Oczywiście wszystko okazało się skuteczne do czasu, kiedy to po odwiedzinach św. Mikołaja (czyt. wyposażona w prezentową gotówkę) ponownie zajrzałam do jaskini zła i tym razem przepadłam. Moim łupem padły dwa z czterech dostępnych: Blush brush i Setting brush.


     Nieco wcześniej, bo tuż przed świętami spełniło się inne z moich marzeń, a mianowicie- bardzo połyskliwy cień, właściwie brokat, do oczu. Kiedy rok temu jedna z moich koleżanek pokazała mi swój świeżo nabyty cień do powiek Bobbi Brown Sparkle- zakochałam się. Efekt, który kosmetyk wywoływał na powiece absolutnie mnie zachwycił, dlatego też postanowiłam, bez względu na koszty, wejść w jego posiadanie. Z brutalną rzeczywistością zderzyłam się już kilka chwil później, kiedy okazało się, że cena tego cudu make-up'u zdecydowanie przekracza zakładane przeze mnie "bez względu na koszty" (135zł za 2,8g produktu- serio?), więc musiałam jednak obejść się smakiem. Od tamtej pory z mniejszym lub większym powodzeniem szukam zamiennika mojego niedoścignionego marzenia, jednak większość cieni była dużo bardziej perłowa, niż migocząco- błyskotliwa i uroczo połyskująca w zależności od padania światła. Ostatecznie poddałam się przy palecie Storm ze Sleek'a uznając, że efekt zadowala mnie na tyle, żeby się poddać i zaprzestać dalszych poszukiwań, jednak niedosyt pozostawał. Dopiero w minioną niedzielę, kiedy wybrałam się w końcu po Duraline, który definitywnie zakończy mój problem z eyelinerami (będzie o tym osobny post) w oko wpadły mi błyskotki Body sparkles. Upewniwszy się, że nadają się do nakładania na powiekę weszłam w posiadanie 4: 56- ze złotymi drobinkami, 54- z drobinkami różowo- miedzianymi, 66- silver (uwaga, to prawdziwe srebro!) i XL5- tutaj drobinki są wyraźnie większe, chłodnoniebieskie i dają powalający efekt. Przy kasie do torebki wpadły jeszcze dwa pędzelki- 23T do eyelinera i 10S do blendowania cieni (który przy okazji idealnie nadaje się do nakładania na powiekę moich sparkles).

2 komentarze:

  1. Super! Bardzo lubię pędzle! Nie mam żadnego z Real Techniques. Na razie... ;-)

    Chętnie zobaczę jak się prezentują błyskotki zestawione z Duraline na skórze.

    OdpowiedzUsuń
  2. RT zdecydowanie polecam! Takich mięciutkich miziajek (jak zwykła je nazywać moja siostrzenica) już dawno nie miałam ;) Ciężko złapać efekt błyskotek na zdjęciu, ale obiecuję, ze się bardziej postaram i wrzucę! :)

    OdpowiedzUsuń