Długo mnie nie było, ale też dużo się przez ten czas działo, więc coś musiało zostać poświęcone na rzecz czego innego- hmmm. Enigmatycznie ;) Dziś będzie o tym, co najczęściej słychać u mnie w domu, kiedy mi wesoło, kiedy mi smutno i w każdym innym momencie ;)
Muzykę u mnie w domu słychać... zawsze i właściwie jest tak od
zawsze. Mojej rodzinie zawdzięczam "edukację" muzyczną, dzięki której
wyrobił mi się całkiem porządny gust muzyczny (tak tak, wiem, o gustach
się nie dyskutuje... gust albo się ma, albo się nie ma ;) ). Oczywiście
nasze kierunki potem się nieco "rozeszły", choć nadal znajdujemy punkty
styczne. Moim kierunkiem okazały się zdecydowanie musicale, a absolutnym
faworytem piosenka "Les temps des Cathedrales" z Notre Dame de Paris (jak na złość spektakl nie doczekał się polskiej wersji...)
Ten utwór (co ważne, w tym wykonaniu) można usłyszeć u mnie w domu przynajmniej raz dziennie, a jak mam "doła" to potrafię go słuchać na okrągło cały dzień, ewentualnie na zmianę z "My immortal" Evanescence (tylko ja tak mam, że jak mam obniżony nastrój, to katuję się dodatkowo przygnębiającą muzyką?). Słyszałam wiele wersji bardziej lub mniej udanych, jednak ta rzuca na kolana, a przy okazji kładzie całą konkurencję (z oryginalnym wykonawcą włącznie). Delikatny, spokojny i nastrojowy wokal idealnie wpisuje się w tekst i melodię utworu idealnie z nią współgrając. Jednym słowem: UWIELBIAM!
Wreszcie nowa notka!^^
OdpowiedzUsuńOj tak,muzyka jest dobra na wszystko,dosłownie!:)
a w tym wykonaniu, to już zwłaszcza ;P
Usuń