Od dzieciństwa miałam bujne włosy. Co za tym idzie nie miałam też nigdy problemu z rzęsami, za to miewałam go ze zbyt bujnymi brwiami ;) Nigdy nie potrzebowałam wydłużających ani pogrubiających tuszy do rzęs, bo moje własne były dość grube, naturalnie podkręcone i na dodatek bardzo długie (pomalowanymi tuszem wydłużającym z reguły brudziłam sobie powiekę tuż pod łukiem brwiowym ), więc nie potrzebowały jakiejś specjalnej pielęgnacji. Ot lekko przyciemnić po makijażu oka. Wszystko zmieniło się, kiedy to postanowiłam je przedłużyć (a właściwie zagęścić... a właściwie, to nie wiem, co chciałam zrobić) metodą 1:1- trafiła się okazja i mogłam to zrobić za darmo, więc pomyślałam- hej! nigdy więcej malowania rzęs? Super! Czemu nie...! O tym, "czemu nie" dowiedziałam się już po zabiegu ;)
Skutkiem ubocznym całej operacji był dość spory ubytek moich najdłuższych rzęs, pozostawiając nieco mizerny obraz całości i wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić, najlepiej szybko. Kurację rozpoczęłam od dobrze znanego mi serum do rzęs z L'biotica, które już kiedyś uratowało moje rzęsy. W składzie ma keratynę, l-argininę i prowitaminę b5, ale także olejek rycynowy (na drugim miejscu!). Ma ono niezwykle wygodny aplikator, silikonową szczoteczkę, którąnależy przeczesać rzęsy od nasady po same końce. Ot i wszystko. Używam go przed malowaniem oczu, co daje mu nieco czasu na przeschnięcie przed tuszowaniem rzęs.
Niestety wiedziałam, że z tak opłakanym stanem moich rzęs samo serum sobie nie poradzi. Przeczesałam fora internetowe i znalazłam jeszcze jeden produkt (oczywiście poza całą gamą niewyobrażalnie drogich kosmetyków pokroju RevitaLash) tej samej marki-regenerujący krem do rzęs. W jego składzie również można znaleźć olej rycynowy, ale także olej z nasion macadamia (który ma za zadanie regenerować, ale także spowalnia proces starzenia), wyciąg z palmy Sabalowej (bogaty w kwasy tłuszczowe, stosuje się go przy walce z łysieniem) i olej jojoba, który odżywia i nawilża nie tylko włosy, ale i skórę. Mniej więcej od dwóch tygodni stosuję go po wieczornym demakijażu, mniej więcej godzinę przed snem (żeby nie odżywił i zregenerował poduszki, zamiast moich rzęs) i efekty są zadowalające. Rzęsy widocznie się zagęściły i minimalnie wydłużyły. Jak za ~15zł, które zapłaciłam za specyfik, to efekt przerasta moje oczekiwania.
Ostatnim produktem, który stosuję w ramach pielęgnacji moich rzęs jest tusz do rzęs Growing Lashes z Wibo. Produkt zawiera formułę aktywującą wzrost rzęs: proteiny jedwabiu, d-panthenol i kolagen. Szczerze powiedziawszy nie zauważyłam jakiś spektakularnych efektów jego działania z zakresu pielęgnacji, ale uwielbiam go jako kosmetyk jako taki. Ma ciekawą, silikonową szczoteczkę, która ułatwia dotarcie do najmniejszych choćby rzęs. Nie skleja, ładnie się rozprowadza (przynajmniej na początku, bo po 1,5 miesiąca stosowania nieco zgęstniał i nie jest już tak przyjemny w stosowaniu) i dość długo się utrzymuje- po całym dniu jednak się kruszy, ale za zawrotną sumę 10zł można mu to wybaczyć :)
A Wy macie jakiś swoich ulubieńców?
też używam dwóch pierwszych produktów :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą- super blog! Notki dotyczą tego, co akurat mnie interesuje, super! :)
:) Cieszę się bardzo :) Zapraszam :) :) :)
Usuń