28 stycznia 2015

FUSy #2: Styczeń 2015

    Styczeń, jak już pisałam minął mi tak ekspresowo, że właściwie nie umiałam wskazać kosmetyków, które bym jakoś szczególnie często używała, więc ulubieńcy w tym miesiącu będą mocno okrojeni. Właściwie wszystko będzie kręcić się wokół makijażu oczu, ale o tym za chwilkę! :) 

 


     Moim absolutnym i zdecydowanym faworytem w tym miesiącu były cienie do powiek w kremie Color Tattoo 24h z Maybelline. W swojej kolekcji posiadam aktualnie 4, ale niestety Permanent Taupe gdzieś się zawieruszył. Bardzo żałuję, że paleta kolorów w Polsce jest tak mocno okrojona i mój ukochany Pink Gold muszę sobie przywozić aż z Londynu :( (tym razem zaopatrzyłam się w niego dzięki uprzejmości kolegi :) ). Następnym łupem będzie Metallic Pomegranate- również niedostępny w PL :(



     Jeżeli już jesteśmy przy cieniach Color Tattoo, to warto wspomnieć, że odcień 60- Timless Black jest ostatnio moim faworytem, jeśli chodzi o eyelinery! Jednak jego konsystencja wymaga pewnego ulepszenia i tu z pomocą przychodzi wspominany już kilkakrotnie Duraline z Inglota- to był chyba najlepszy zakup ubiegłego roku! Wylewam sobie kropelkę wprost do cienia i pędzelkiem do kresek nabieram pożądaną ilość produktu. Kreska w stanie nienaruszonym wytrzymuje calutki dzień, więc ja jestem zachwycona!


     Wykończeniem makijażu oka jest u mnie od dobrych kilku miesięcy tusz z Collistar Mascara Infinito w kolorze czarnym. Ma dość sporą, silikonową szczoteczkę, która idealnie rozprowadza produkt po moich rzęsach i pięknie je rozczesuje. Jest z tego miłość :)


     Pozostając przy temacie makijażu nie sposób nie wspomnieć o moim najnowszym nabytku z akcesoriów do makijażu. Pędzle Real Techniques absolutnie skradły moje serce i już czekam na kolejne perełki, które wpadną w moje ręce- póki co, wykupiłam całą dostępną w Rossmannie kolekcję :( Pędzle są mięciutkie, nabierają idealną ilość produktu i fantastycznie się nimi pracuje- taka praca, to prawdziwa przyjemność!


     No i jako ostatni chciałabym Wam pokazać zapach, który najczęściej towarzyszył mi w mijającym miesiącu. Sądząc po ubytkach w moich zapasach wosków YC w moim domu najłatwiej było poczuć zapach Shea Butter. Jest to świeży, delikatny aromat, który mnie osobiście kojarzy się nieco z atmosferą SPA- czyli totalnym relaksem! A nie ma nic lepszego, niż po ciężkim dniu podarować sobie odrobinkę klimatu Gabinetu Piękności (przynajmniej moim zdaniem ;)).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz